Rok 2010 upłynął nam pod znakiem polskiego street artu, nie chcieliśmy się rozpraszać. Na dobry początek roku 2011 coś, co z tego powodu czekało na publikację blisko 10 miesięcy, czyli uliczna sztuka z Tajlandii. A jest tam co oglądać, bo nie samą egzotyką Syjam stoi.
Na wyspach widać sporo prac twórców na wakacyjnych występach, jak choćby brytyjczyka (?) Codefc, którego prace znaleźć można także w Polsce:
Są też prace inspirowane ewidentnie płodami tajskiej ściółki leśnej:
...oraz miejscowej fauny morskiej:
W Bangkoku rządzi koleś o ksywie P7, sporo go i na ulicach, i w galeriach:
Jest też sporo solidnego graffiti, vlepki i inne przysmaki, które lubimy:
W lokalnej, nieco kalekiej kopii nowojorskiego Guggenheima natknęliśmy się na wystawę miejscowego street artu. Był to twardy dowód na to, że nigdy, nigdy nie należy wciągać ulicznej sztuki do white cube'u na zasadzie "no to malujcie, chłopaki". Przez godzinę chodziliśmy po lśniących, białych korytarzach i salach pod czujnym okiem ochrony, a nasze kroki odbijały się echem od pomalowanych ścian...
niedziela, 2 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz