sobota, 11 maja 2013

BARDZO ZALEGŁY WPIS O RAFALE ROSKOWIŃSKIM



W grudniu ubiegłego roku nakładem Instytutu Kultury Miejskiej w Gdańsku ukazała sie książka pt. "Rafał Roskowiński. Autoportret z muralem", której miałem przyjemność być redaktorem. Autorem tej publikacji jest sam Rafał Roskowiński, książka to zapis jego wielogodzinnej opowieści o kolejach swojego życia i drogi twórczej. Spisałem tą niezwykłą historię i zamknąłem ją w ramy graficzne.



Rafał Roskowiński, absolwent  gdańskiej ASP, bywa nazywany ojcem polskiego muralu. Nie był pierwszy, ale jego zasługi dla rozwoju tego tak dziś modnego kierunku malarstwa są bezsporne. Pierwsze obrazy na ulicach Trójmiasta tworzył już w roku 1991, to z jego inicjatywy w roku 1996 odbył się pierwszy w Polsce festiwal murali na Węźle Kliniczna w Gdańsku, zaś rok później Festiwal Malarstwa Monumentalnego na gdańskiej Zaspie. To on wreszcie, wraz z Jackiem Zdyblem, jest współtwórcą Gdańskiej Szkoły Muralu, jedynej instytucji edukacyjnej zapewniającej absolwentom możliwość wykonania własnych obrazów wielkoskalowych. Co najważniejsze, Rafał Roskowiński nie uznaje się za twórcę street artowego, lecz za spadkobiercę akademickiej tradycji malarstwa ściennego, wywodzącej się z lat odbudowy kraju.




Rafała Roskowiński to dusza rogata. Sam określa siebie jako malarza historycznego i wprost nawiązuje do dorobku takich twórców, jak Józef Brandt, Wojciech Kossak, czy Jan Matejko. Otwarcie głoszony przez niego patriotyczno-narodowy światopogląd przysparza mu zarówno sympatyków, jak i wrogów i wyraźnie widoczny jest w tematyce jego obrazów.




Biorąc jednak pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z człowiekiem, który w samym środku stanu wojennego, w czasach powszechnej nienawiści do panującego reżimu komunistycznego, dla żartu założył na uczelni radykalną, lewacką organizację "Die rote Eiche" (Czerwone dęby), otwarcie odwołującą się do ideologii włoskich Czerwonych Brygad i bolszewickiego terroru z lat '20., nie jestem wcale pewny, czy prawicowa postawa prezentowana przez Rafała dziś nie jest jego kolejnym, świetnym dowcipem. Na serio czy nie, z całą pewnością jest  Wielkim Nieobecnym na ubiegłorocznej wystawie "Nowa Sztuka Narodowa", która odbyła się w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej.





Kluczem do twórczości Rafała Roskowińskiego jest najwcześniejszy okres jego życia. Jest między nami tylko jeden dzień różnicy wieku, ale mam wrażenie, że pochodzimy z różnych stuleci. Moje warszawskie dzieciństwo wypełnione było pierwszymi deskorolkami, bmx-ami, ośmiobitowymi grami video, komiksami i hard rockowymi riffami AC/DC. Jego radomskie wspomnienia to konne dorożki przed dworcem, malarskia pracownia ojca, wypełniona samowarami i zbieranym rycerskim rynsztunkiem, nauka rysunku pejzażowego na wiślanych wyspach, kościelne wieże, wyłaniające się z mgły o świcie, babcine opowieści o sienkiewiczowskich bohaterach i panujący w domu kult malarzy batalistycznych. Książka prowadzi nas od tego o sto lat spóźnionego świata, przez mury gdańskiej akademii czasów stanu wojennego, dekadenckie imprezy trójmiejskiej, artystyczno-gangsterskiej bohemy lat '90, aż po współczesne spory między "patriotyczną" a "liberalną" wizją Polski.

Jacek Zdybel, współtwórca GSM, powiedział: "Z Rafałem po prostu jest tak, że trudno się z nim zgodzić, ale też trudno się z nim nudzić i zawsze, zawsze jest bardzo wesoło". To święte słowa.

[MR]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz